wtorek, 23 czerwca 2015

Dzień Ojca

Uwaga uwaga napisany poniżej rozdział jest rozdziałem ,,okazyjnym'' czyli napisany specjalnie na te okazje. opowieść została napisana w pierwszej osobie i niema wpływu na główny wątek... (komentarze mile widziane)

Ta historia miała miejsce jakieś 3 lata temu, jak wiecie po tej tragedii w mojej wiosce znikłem na jakiś czas... na dokładnie 5 lat. To co się tam stało było, no jak to ująć bardzo bolesne, cała moja rodzina została wymordowana co do jednej osoby, wszyscy moi przyjaciele, sąsiedzi... . Ale to nie o tym chciałem opowiedzieć... to może zacznę jeszcze raz.
Jak już mówiłem historia ta się toczy 3 lata wcześniej gdy jeszcze nie zostałem siłą przydzielony do pilnowania Rina. Był późny wieczór przejeżdżałem właśnie przez pewną małą mieścinę, przejeżdżałem dość szybko bo jak wiecie demon który chciał ze mnie wyjść już wydzierał się na wolność, na szczęście udało mi się przejechać bez transformacji niestety gdy tylko zatrzymałem się na odpoczynek uderzył z podwójną siłą, i niestety nie udało mi się go zdusić w sobie, nie wiem co się działo tamtej nocy. Obudziłem się nazajutrz rano i ku mojemu zdziwieniu obudziłem się w czyimś domu, wnętrze było dosyć skromne tu i ówdzie wisiały jakieś obrazy a na półkach których było tam dosyć sporo leżały stosy książek, może raczej ksiąg bo były niesamowicie grube, powoli podniosłem się z łóżka, wstałem i wyszedłem na podwórze, szczerze to obawiałem się że rider zabił właściciela ale gdy tylko otworzyłem drzwi zobaczyłem niskiego staruszka który właśnie pielęgnował mały ogródek leżący tuż przy ścianie tego domu, na mój widok uśmiechnął się lekko i powiedział zanim zdążyłem wydusić z siebie choć słowo.
  • O jak miło że wstałeś najwyższa pora, poczekaj chwile zaraz zrobię ci śniadanie.
  • Eee... no dobrze ale no ten jak by to powiedzieć... . Wydukałem skołowany
  • Co pewnie mało pamiętasz? Hehe aj z wami młodymi to tak zawsze a mówią że to staruchy mają sklerozę. Odpowiedział po czym wszedł do środka.
Bez zastanowienia ruszyłem za nim, weszliśmy do małego pomieszczenia w którym znajdował się nie duży drewniany stół i cztery krzesła, wokół niego znajdowała się kuchnia na ścianach wisiały garnki i patelnie pewnie lubi gotować tak pomyślałem, staruszek wskazał mi miejsce a sam wyjął z lodówki jajka i szybko usmażył na jednej z patelni, szybko przerzucił na talerz i podał mi do zjedzenia sam usiadł z drugiej strony i powiedział
  • No więc pewnie chcesz wiedzieć co się wczoraj stało co?. Spytał, przytaknąłem zabierając się do jedzenia. - wczoraj jak co miesiąc zjawiły się u mnie pewne osoby z żądaniem haraczu no niebyły to zwykli ludzie były to demony... . Przerwał nagle i spojrzał w moją stronę, nerwowo przełknąłem ślinę. - straszne kreatury no na szczęście zjawiłeś się ty no nie mogę powiedzieć że byłeś od nich lepszy no ale koniec końców pozbyłeś się ich, musisz mi wybaczyć ale wtedy gdy mi pomogłeś straciłeś przytomność no nie będę ukrywał że z mojej winy wiesz od dłuższego czasu mieszkam na uboczu, będąc sam dużo czytałem i nauczyłem się stawiać bariery ochronne przeciw demonom no na tamtych jak i na ciebie nie zadziałały no ale gdy tylko zbliżyłeś się do mojego domu wkroczyłeś na poświęconą ziemie i puf leżysz... . Wyjaśnił a ja właśnie skończyłem posiłek, i powiedziałem
  • Dziękuje bardzo za posiłek było pyszne, odparłem i skierowałem się do drzwi ale zanim wyszedłem staruszek zawołał
  • Czekaj w zamian za pomoc chciałbym ci coś podarować. Odrzekł i z szafki która znajdowała się przy drzwiach wyjął mały niewielki woreczek i podał mi go
  • Co to jest?
  • To na twoją przypadłość, na jakiś czas hamują demoniczne moce gdy tylko poczujesz że zaraz się przemienisz przełam jeden to ci pomoże ale jest warunek im dłużej wstrzymujesz moc tym boleśniejsza będzie ponowna transformacja. Pamiętaj o tym a i nie wracaj tu więcej... . Odrzekł bez oporu zabrałem podarunek, gdy tylko byłem na zewnątrz wsiadłem na motor który stał zaparkowany tuż koło ogrodzenia. Wsiadłem i pojechałem przed siebie lekko zdziwiony ta cała sytuacją i mimo że byłem nieobliczalny w swej demonicznej formie to ten starzec okazał mi zrozumienie i serce.
Gdy tylko wyjechałem z lasku którym otoczony był domek tego mężczyzny postanowiłem pojechać do miasta które niedawno minąłem, zazwyczaj unikam miast i wiosek ze względu na tą klątwę ale trzeba by było zrobić zapasy na drogę jakieś konserwy kupić i w ogóle. Gdy już byłem na miejscu postanowiłem zrobić sobie małą przerwę i zatrzymałem się w małym parku leżącym pośrodku miasteczka, zaparkowałem i przysiadłem na trawie pod drzewem. No chcąc nie chcąc zdrzemnąłem się chwilkę obudziła mnie rozmowa pewnego chłopca z jego ojcem.
  • Tato ale przyjdziesz na przedstawienie tak? Spytał szarpiąc mężczyznę za spodnie.
  • Pewnie że przyjdę nie mógł bym przegapić twojego występu. Odparł uśmiechając się w jego stronę. - a z jakiej to okazji?. Spytał podnosząc go i sadzając na barana.
  • No przecież z okazji dnia ojca. odpowiedział
jak poparzony zerwałem się na równe nogi, podbiegłem do przechodzącego troche dalej chodnikiem mężczyzny i zapytałem.
  • Który jest dzisiaj?
  • No 17... odparł lekko przestraszony.
  • A miesiąc?!!! wykrzyczałem
  • No czerwiec... powiedział i cofnął się o krok przerażony.
  • Dzięki, potraktuj mnie jak wariata. Odpowiedziałem i pobiegłem do motoru
Szybko wskoczyłem i ruszyłem główną drogą, za tydzień dzień ojca, pomyślałem z grobową miną, po drodze zatrzymałem się już tylko w małym sklepiku tuż przy wyjeździe z miasta, zrobiłem szybkie zakupy i ruszyłem dalej w drogę. Nie ma szans nie zdążę na czas chyba że... . Pomyślałem. Dzień zbliżał się ku końcowi, ciemności zakryły niemal niebo, lekko przymrużyłem oczy, wiem że rider to nie obliczalne monstrum ale może dzięki niemu dam rade dojechać na czas. Powiem wam że wtedy mimo iż wiedziałem jak będzie się zachowywał na wolności zmieniłem się..., po chwili szkielet spowity ogniem gnał z niewyobrażalną prędkością środkiem drogi, niezważający na wszystko i wszystkich, i co w tym szczególnego spytacie a może to że to był pierwszy raz gdy wiedziałem co robię, widziałem tą drogę widziałem jak mój motor przetransformował się i również płonął, nie wyglądał już tak jak zwykle zmienił kształt cała kierownica przetopiła się, wyglądała jak czaszka... nie wiem jak to dokładnie opisać ale wtedy gdy tak gnałem coś poczułem, co? Jak co demona. To coś zbliżało się w moim kierunku lecz nie chciało się pokazać jeszcze nie... . Obudziłem się następnego dnia po krótkim posiłku ruszyłem dalej, oczywiście najpierw przyjrzałem się mojej maszynie wyglądała normalnie tak jakby nic się nie stało. Długo nie podróżowałem mimo że obudziłem się rano to byłem strasznie zmęczony postanowiłem się przespać, obudziłem się w nocy słońca nie było już widać, nagle coś zaatakowało jakby cień,mrok nie wiem co to było ale powaliło mnie na miejscu, coś z wielkim impetem wbiło się w ziemie tuż koło mojej głowy, w jednej chwili zapłonąłem i dałem riderowi wolną rękę, dużo nie widziałem to coś ,nosiło jakieś podarte postrzępione łachy, nie widziałem twarzy lecz widziałem jak prężnym ruchem przyciągnął ku sobie kose która chwile temu omal mnie nie zabiła, ręce miał jak moje kościste. To coś z przerażającym piskiem uderzyło mnie aż wyleciałem 10 metrów do tyłu. Gdy podniosłem się z ziemi już go nie było ruszyłem dalej. Po tygodniu dotarłem na miejsce, demon już się więcej nie pokazał, do mojej wioski nie zamierzałem nawet zajeżdżać, nerwowo przełknąłem ślinę, zaparkowałem kawałek dalej, postanowiłem iść na grób rodziców pod osłoną nocy by nikt mnie nie zobaczył, nie chciałem by ktoś mnie widział i tak wszyscy myślą pewnie że również nie żyje. Więc gdy tylko się noc spowiła okolice ruszyłem ubrany w czarny płaszcz z kapturem zaciągniętym na głowę. Grób moich rodziców znajdował się kawałek od wioski na pagórku na którym szczycie rosło ogromne zasadzone przez moją rodzinę drzewo, gdy tylko byłem przy nim, przy nich... czułem jakby mój cały świat runął z oczu popłynęły mi łzy... siedziałem tam trochę czasu, ból związany z tym wszystkim przerósł mnie wtedy doszczętnie, po pewnym czasie zapaliłem znicze, odgarnąłem zwiędłe liście z nagrobków, wstałem i powiedziałem wszystkiego najlepszego tato. Po czym otarłem łzy i odszedłem wskoczyłem na motor i gdy już miałem odjeżdżać obejrzałem się za siebie szepcząc do zobaczenia. Następnie wyjąłem z woreczka podarowanego przez starca kryształ i przełamałem go. Ze łzami w oczach odjechałem wspominając chwile w których byłem razem z nimi z rodzicami. Wiatr lekko zawiał muskając moje włosy. To co nauczyłem się przez ten cały czas było to że rodzina jest najważniejsza... ,,I chociaż czasem docinacie wielce to rodzice kochają was całym sercem...''

Wiatr ustał na moment po jego odjeździe tuż nad nagrobkami pokazała się niewielka mgła która po chwili zmieniła się w mężczyznę i kobietę, przytuleni do siebie spojrzeli w ślad za nim szepcząc ,,Do zobaczenia synku uważaj na siebie'' po czym rozmyli się z delikatnym powiewem wiatru.

1 komentarz:

  1. Super, lekko wzruszające 😃. Kiedy 14 rozdział??? Czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń